Jest profesjonalistką o niespotykanym zaangażowaniu, która dla zdrowia pacjenta zrobi wszystko, co tylko jest w jej mocy. W naszej służbie zdrowia brakuje właśnie specjalistów z takim poświęceniem. Przeżyłam zakażenie SARS-CoV-2 tylko i wyłącznie dzięki pomocy doktor Iwony Manikowskiej. Początkowe objawy przypominały grypę, później było coraz gorzej – zaczęły się okropne bóle stawów, kości, głowy, gorączka, utrata węchu i smaku, mgła mózgowa, problemy z oddychaniem, które powodowały, że przejście z jednego pomieszczenia do drugiego stanowiło wyprawę przypominającą górską wspinaczkę.
Jedyna forma „pomocy” jaką otrzymałam podczas telekonsultacji z lekarzem POZ to zalecenie w postaci suplementacji witaminą D3, picie 1,5 litra wody i obserwowanie objawów a jak już wyzdrowieję to mam jak najszybciej przyjąć szczepionkę przeciwko COVID-19.
Otóż, szczepionki przyjąć nie mogłam i nie mogę z powodu choroby krzepliwości krwi. I jest to jedyne co mają do poradzenia i powiedzenia lekarze POZ. Odbyłam trzy konsultacje z różnymi lekarzami ze względu na długi czas kwarantanny a następnie izolacji i polecali mi to samo. Żaden ze „specjalistów” nie miał nic więcej do powiedzenia, nikt nie przepisał mi żadnych antybiotyków, leków, nie zlecił żadnych badań. To pokazuje jak bardzo niedokształceni w tym zakresie są lekarze i jak bardzo są nieprzygotowani do tego, jak zajmować się takim pacjentem. Jedyne co potrafią to powtarzanie jak mantra zaleceń, które każdy z nas bez problemu znajdzie w wyszukiwarce Google.
Mój stan zdrowia zaczął pogarszać się na tyle, że postanowiłam sięgnąć po „koło ratunkowe” i skontaktowałam się z panią doktor Iwoną Manikowską. Wiem, że jest to jedyny lekarz, któremu mogę zaufać oraz polegać na tym, że otrzymam pomoc. Pani doktor zleciła mi badania krwi pod kątem zakażenia COVID i poleciła zamówienie domowej usługi pobrania próbek, ponieważ będąc na kwarantannie nie miałabym takiej możliwości. Niestety, mój stan zdrowia był już na takim etapie, że nie miałam w ogóle siły chodzić. Każdy krok powodował osłabienie i utratę przytomności, ledwo oddychałam, mając wrażenie, że duszę się powietrzem.
Był to etap, gdy trzeba było wezwać karetkę. Na jej przyjazd czekałam 5 godzin. Dotarła na miejsce w środku nocy. Ratownicy medyczni przeprowadzili wywiad, głównie mówiła moja mama, gdyż ja sama ledwo łapałam dech i nie byłam w stanie wypowiedzieć pełnego zdania. Jeden z ratowników zapytał czy lekarze przepisali mi jakieś leki, zlecili jakiekolwiek badania itp. Odpowiedź była przecząca a reakcja ratownika bardzo wymowna. Oni sami widzą co się dzieje, jak żałosne jest podejście wielu lekarzy do tej całej sprawy. Następnie wykonali test na COVID, szybki z użyciem soli fizjologicznej, który oczywiście był pozytywny pomimo tego, że w danym dniu formalnie zakończył się mój okres izolacji.
Z powodu zarażenia koronawirusem SARS Cov-2 nie mogłam trafić na normalny oddział szpitalny, więc musiałabym zostać umieszczona na oddziale COVID-owym. Ratownik dał mi wyraźnie do zrozumienia, że lepiej poczekać i tego nie robić, gdyż panuje tam kompletny chaos i mogę zostać zakażona innymi wirusami, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Obejrzeli moje wyniki badań krwi, stwierdzili, że są w porządku, podali mi kroplówkę, wykonali badanie EKG, które wykazało bradykardię. Wszystko trwało 2 godziny. Podjęłam decyzję o tym, że dla własnego bezpieczeństwa rezygnuję z pobytu w szpitalu.
Wiedziałam, że muszę wytrwać do czasu konsultacji z panią doktor Manikowską. Na wizytę pojechała moja mama, gdyż ponownie objęto mnie izolacją ze względu na pozytywny wynik testu. Pani doktor, widząc moje wyniki krwi, a w tym głównie poziom leukocytów i neutrofilów, była przerażona, byłam w stanie zagrożenia sepsą. Pani doktor przepisała mi receptę z zastrzykami oraz antybiotykami i innymi lekami, które miały zahamować infekcję. Zorganizowała też awaryjną pomoc w postaci karetki, gdyby była potrzebna oraz miejsca w szpitalu, jeśli wda się sepsa. I to nie COVID spowodował mój stan, COVID „jedynie” zniszczył moją odporność i to bakteria w moim organizmie siała takie spustoszenie. Gdyby nie pomoc pani doktor i jej szybka reakcja to nie byłoby mnie już tutaj, nie pisałabym tych słów, zostałabym wliczona do statystyk zgonów z powodu zakażenia COVID-em.
Drodzy Państwo, właśnie z tego względu mamy tak przykre wyniki liczby zgonów, nie przez COVID, a przez inne choroby, które nasilają się, gdy organizm zostaje osłabiony. A lekarze? Lekarze zostawiają nas samych sobie, bez żadnej pomocy, żadnego zainteresowania, żadnego leczenia, zerowej diagnostyki, z kompletną ignorancją z ich strony, a raczej niewiedzą i brakiem jakiegokolwiek zaangażowania.
Nasza służba zdrowia jest niewydolna i nieudolna. Gdyby chociaż mały ułamek spośród wszystkich lekarzy wykazał się taką samą empatią, profesjonalizmem i zaangażowaniem jak doktor Iwona Manikowska to zapobieglibyśmy tylu zgonom, utracie naszych bliskich, ciężkim powikłaniom i przebiegom choroby. Do szpitala pacjenci trafiają zbyt późno bądź nawet nie zdążą tam trafić, bo są oni pozbawieni jakiejkolwiek opieki lekarskiej. To co prezentuje nasza służba zdrowia to porażka. Dlatego z całego serca dziękuję pani doktor Iwonie Manikowskiej za jej pomoc, to dzięki niej udało mi się przeżyć, jestem niesamowicie wdzięczna i dlatego chcę się z Państwem podzielić własnym doświadczeniem. Niestety moja opinia na Znanym Lekarzu została niedopuszczona do publikacji przez moderatorów, dlatego robię to za pośrednictwem dziennikarzy. Ewelina Niedziółka
Dr Iwona Manikowska, ekspert medyczny portalu liderzyinnowacyjnosci.com
Pacjenta miała agranulocytozę ( liczba granulocytów obojętnochłonnych poniżej<500/μL . Rozpoznanie agranulocytozy opiera się na wyniku morfologii krwi z rozmazem. To podstawowe, proste i szybkie badanie umożliwia jakościową i ilościową ocenę elementów morfotycznych krwi. Obniżone granulocyty wymagają konsultacji z lekarzem, który na podstawie wywiadu i badania fizykalnego (a często także powtórnego badania morfologii krwi, by wykluczyć błąd laboratoryjny) oceni potrzebę oraz pilność dalszej diagnostyki i ewentualnego leczenia. Agranulocytoza jest rzadkim i poważnym stanem, może wymagać bezzwłocznego zastosowania antybiotyku i pobrania krwi do badania mikrobiologicznego (posiewów w kierunku obecności bakterii i grzybów).
Agranulocytoza to wyjątkowo niski poziom granulocytów (<500/μL). Stanowi poważne zagrożenie dla pacjenta, bowiem stwarza ryzyko niebezpiecznych infekcji i posocznicy, które mogą zakończyć się nawet śmiercią. U Eweliny Niedziólki włączyłam leczenie, którego zadaniem była profilaktyka sepsy: czynniki wzrostu granulocytów G-CSF i antybiotyki. G-CSF przyspieszają odnowę szpiku kostnego, a w efekcie skracają czas trwania i nasilenie neutropenii oraz redukują ryzyko wystąpienia gorączki neutropenicznej. Obecnie dysponujemy preparatami krótko działającymi (filgrastim) i długo działającymi (pegfilgrastim). Tańszy dla pacjenta, bez refundacji jest G-CSF, a wszystkie leki wypisałam na 100 procent, ponieważ nie jestem lekarzem pracującym w strukturach NFZ i nie chciałam mieć problemu z NFZ. Czynnikami wzrostu granulocytów potrafią się posługiwać lekarze mający doświadczenie w hematologii i onkologii. Jeszcze raz mogę tylko podziękować moim nauczycielom z Instytutu Hematologii I Transfuzjologii ( profesor Lech Konopka ) i Kliniki Onkologii WIM profesor Cezary Szczylik, że nauczyli mnie wszystkiego z tych dziedzin medycyny i dali mi możliwość wieloletniej pracy w najlepszych Ośrodkach Transplantacji Szpiku – (w instytutach naukowo-badawczych w Polsce).
Ewelina Niedzółka przeżyła, kosztowało mnie to dwie nieprzespane noce (w wywiadzie ma nowotwór złośliwy szyszynki). Leczyłam ją za symboliczną złotówkę. Pozostaję wierna przysiędze Hipokratesa i tak już będzie do końca mojego życia.
Dr Iwona Manikowska
Sylwia
Świetny wpis! Życzę wszystkiego dobrego 🙂